Uśmiechał się
Jak człowiek, co zna świat.
Uśmiechał się
Jak dziecko, z czegoś rad.
Uśmiechał się,
Choć oczy smutne miał.
Uśmiechał się,
Choć w bólu wiecznym trwał.
Myślałam, kim jest
Potępiony, samotny,
Gdy stał z boku,
Ze swoim uśmiechem.
Gdy milczał, patrząc,
Myślałam, kim jest.
Czym są słowa jego
Wypowiadane milcząco?
Myślałam, czemu smutek
Tak bardzo z oczu
Mu wyglądał,
Gdy osiołki pierzaste
Przez niebo płynęły?
Kim był ten, który
Walczył, przerażony?
On, z uśmiechem
I oczyma pełnymi smutku,
I płynącymi przez niebo
Osiołkami.
Myślałam, jaki był,
O czym myślał?
Wtedy,
Przy oknie,
Gdy słońce oświetlało
Mu twarz.
Myślałam,
O czym marzył?
Czy myślał o tych,
Których kochał?
O życiu?
Tak myślałam,
Gdy melodię duszy jego
Przeszył huk wystrzału.
I zamilkła na wieki,
Nieprzekazana nikomu.
Myślałam, kim był,
Gdy uśmiechał się
Pusto
I gdy oczy jego
Opuszczał smutek.
Myślałam, kim był
Wtedy,
Przy spotkaniu
Początku i Końca.
I myślałam,
Kim jest dzisiaj?
Bez uśmiechu
Człowieka, co zna świat.
Bez uśmiechu
Radosnego dziecka.
Bez smutku
Wiecznego w oczach.
Wtedy,
Gdy miast bólu
Śmierć wybierał.
A teraz myślę,
Kim jest,
Gdy rozcinają mu brzuch
I serce,
Wydzierają pisane myśli
I emocje.
Gdy dzieła jego
Przekazują tym,
Co niegodni.
Tym, co gardzą
Radością jego,
Smutkiem
I bólem.
Wspomnieniami.
Słuchając krzyków
Obojętnych,
Bezmyślnych,
Myślę, czy patrzy
Ze smutkiem
Gdzieś z góry
Na świat, który
Pomógł stworzyć.
A może jednak
(choć trochę)
Dumny jest?
Z takich jak on,
Z jemu podobnych?
Może jednak?
Choć nie mają
Jego uśmiechu.
Jego zadumy.
I smutnych oczu.