Smutkiem ocierając się o drzewa
Ślady zostawiała
Krew z jej rąk
Coraz bardziej się lała
Kropla za kroplą
Chwila, ból i cierpienie
Ona idzie i idzie
Po daremną nadzieje
W oddali światło ujrzała
Biegnąc w jej stronę
Znów krew się pojawiała
Rana za raną następna przybyła
W kałuży leżąc
Minuty liczyła
Oddalając się od świata
Głos ducha słyszała
Krzyczący cichutko
„żegnaj nadziejo
żegnaj…
Kochana…''