Leżąc próbuję ułożyć słowa,
aby wiersz powstał niestandardowy.
I nie przychodzi mi nic do głowy,
i znowu muszę zacząć od nowa.
Natchnienia szukam w gęstej nocy,
słucham, jak wiatr balladę śpiewa.
Nagle dwie krople spadły z nieba,
patrzę, jak deszcz drzew liście moczy.
Nigdzie nie znajdę tego czaru,
co nada moim słowom duszę.
Poruszę ziemię, niebo poruszę -
nigdy nie spełnię swych zamiarów.
O pomoc błagam wszystkich Świętych,
niech sprawią cud! Niech wiersz powstanie!
Lecz Bóg ważniejsze ma zadania
(Stwórca jest chyba wiecznie zajęty).
Tak leżąc, łza się kręci w oku;
nie ma natchnienia - nie ma wiersza.
Aż wreszcie myśl mnie nachodzi pierwsza:
chyba dam sobie z wierszem spokój...
15 XI 2004
Metis