kiedy słońce na horyzoncie jeszcze
ostatkiem sił czekałeś Panie
z nadzieją i wiarą we mnie
na moje ostanie
cień nasunął się na umysł i ciało
wiatr złowieszczy powiał
przesunął z bliskości blasku
jak w hipnozie poddana na tacy odeszłam
światełko wygasa a serce tak bardzo bardzo
bólem pali krzyczy
próbuję uciszyć
modlitwę zapomniałam
zagubiłam ciepłą całość
miłość i wiarę
stoję w oddali bezwładnie
ciało składam w kłębek
w kokonie czasu pokutuje
nie mogę się ruszyć
a tak boli
i ta bezradność
ten strach który na każdym rogu czeka w ciszy
jak żyć jak się cieszyć kiedy
zaufanie nadzieja się ulatnia
światełko wygasa
z małym podmuchem nastanie ciemność
pozostanie miejsce jeszcze niedawno tak gorące
mechaniczne zimnie życie
dołączę do ludzkiej masy
nie ma miejsca na światła
ni siły by go ponownie zapalić