SPACER

Zamknęłam oczy...zasnęłam...
Jasność mnie ogarnęła...całą...
Poczułam się lekke,inna...
Zobaczyłam beskresność białą...

Poszłam miękkim obłokiem...na spacer...
Powoli...delikatnie stąpając stopami...
Rozkoszny uśmiech miałam na twarzy...
Błądziłam wokół myślami...

Lecz nagle ktoś złapał mnie za rękę...
Niemocno szrpnął...pociągnął...
To był mój ukochany...mój miły...
Z otchłani śmierci mnie wyciągnął...

rudziutka