Walka marzeń z rzeczywistością

Stanęliśmy naprzeciw w szyku jeden przy drugim,
Wy ogromni i tędzy, my niewielcy i chudzi.
Wasze ciała jak szpaler zasłaniały horyzont,
każąc promieniom słońca gdzieś między Was się wcisnąć.

Wasze kopie do nieba rwały chmury na strzępy,
nasze konie szalały czując obecność śmierci.
Wiatr podwiewał chorągwie i niósł świst niszcząc ciszę,
ktoś zagrzewa do walki pokrzepiającym krzykiem.

Żaden z naszych nie dzierży szabli i wielkiej tarczy,
mamy wiarę i ufność - to nam musi wystarczyć.
Młody rycerz co marzy o heroicznej walce,
nie wie, że zanim ruszy pierwszy na ziemie padnie.

Strach wyostrzył nam zmysły, każdy huk budzi trwogę,
dobrze wiemy, że nie nam zawrzeć tu jakiś rozejm.
Proch w powietrzu zwiastuje, że nie mamy już czasu,
Wy stoicie spokojnie dumni swoich pałaszów.

A wśród Waszych oddziałów same znane nam twarze,
wszyscy byliście nasi choć nikt się nie przyznaje.
Każdy wyplenił z siebie, że sam kiedyś był młody,
walczył o ideały, wierzył, że świat jest dobry.

My zginiemy dziś w walce, Wy będziecie żyć dalej,
tworząc świat swoim dzieciom jaki Wam nie był w parze,
lecz idea zostanie póki nasi następcy,
będą wracać w to miejsce – przegrać ale zwyciężyć.

DeDe