Ballada Dajlin

W oddalonym mieście od reszty świata całego
Wpatrzona w okno pokoju siedziała na łóżku
Ze łzami w oczach czytała list od niego
Złożony z setki miłości okruszków

W oddechu jej było już cos na kształt płaczu
Twarz cała drżąca koloru bladego
Pisał że nigdy jej nie wybaczy
Że opuściła go dla innego

Nie mogła wstać bo nogi z waty miała
Nie mogła zadzwonić ani przyjechac
nie rozumiala tego co przeczytała
co zrobic..walczyc?milosci zaniechać?

Mijaly godziny czern niebo blekitne przykryła
Siedziala płakała mysląc co robic dalej
To dzieki niemu wiedziala ze zyła
Teraz samotnie miala przejsc setki zdarzen,alej

Nie wyjechała by milosc zdradzic
Nie opuscila go dla innego
Wiedziala jednak ze może go stracic
Że on nie zrozumie nigdy tego

Nie spodziewała się tego po nim
uwierzył znajomym od siedmiu bolesci
Co nigdy czasu dla nich nie mieli
a jednak rozpuscic umieli wiesci

Rozumiala po części jego zażuty
jego nienawisc zbyt mocno ją bolała
wstała i założyła letnie buty
Trzęsąc się z zimna wyjsc z domu chciala

Wolnymi krokami szła wzdłuż wybrzeza
Stawała co chwile osłabiona
Nie była pewna dokąd zmierza
Wiedziala jednak ze los ja pokonał

Straciła życie tracąc zdrowie
Miała nadzieje na wyleczenie
Nie chciala litosci gdy on się dowie
Czyniąc z choroby wielkie więzienie

Pozbawila siebie milosci,
a życie z niej uchodzilo
Nie odzyskala zdrowia ,
nic nie jest już takie jak było


maugo