paskudny świt rani oczy
wypłukane z łez i namiętności
przebija krzykiem życia cień
człowieka splątanego w pościel
wyblakłą tak jak jego spojrzenie
umoczone i przesiąknięte w strachu;
wystraszone dni, znikające dni
zgubiony płaszcz ze śmiechu
żeby ktoś pomógł nieśc zimny oddech
i ciężką jak skała zimną skorupę
przez las pełen gnijących liści
przez dolinę do której rzadko wpada
słońce...