dzień wystartował świtem




świt zerwał mnie wróbli świergotem
rozsiadłym na balustradach tarasu,
wrzaskiem szpaków zachwyconych
śmiercią stracha
rozszarpujących czereśnie
na najwyższych piętrach
gdzie nie sięgała drabina
i moja ręka
słońce wypłoszyło bociany z gniazda
młody chwiejnym krokiem
spaceruje z nogi na nogę
-niedługo poleci
jak ta kartka z kalendarza wczorajszego czasu
jak sześć lat Michała
jak balony w tańcu pajaców

STEWCIA