dom samotnej śmierci

Znajdę cię w tym domu samotnym. Kiedyś
Odnajdę cię. Po dniach wielu i nocach
Zbyt wielu. Po krokach w nieznane. Będę szukał
Wytrwale. W pragnieniach. Łzie pojedynczej
Wyartykułowanej prosto z serca. Tam
Ukarzesz się w pełnej krasie.

Trafię po strudze światła. Po mlecznej drodze
Prowadzącej prosto do celu. Od jednego krańca
Do drugiego znanego krańca postrzegania
Wszechświata. Od wschodu kryjącego się naprzeciwko
Zachodu i południa kąpiącego się w promieniach słońca -
Drugiej stronie mroźnej północy. Kropli jednej
Nie strzepniętej przez pomyłkę z policzka.

Wszystkimi zmysłami wyczuję obecność twoją.
Jak za rękę poprowadzą mnie wichry rozproszone.
Bicie w piersiach oznajmi turkotem
Nieznanym. Płuca przekażą westchnieniem
Najczystszym z możliwych. Szczyty ukochane
Wskażą mi kierunek prawdziwy. Oddechy mórz
Wspomogą. Wytrwale wspinał się będę na ich pragnienia czyste.

W tym domu samotnym. Gdzieś pomiędzy
Początkiem a kresem. Zniszczeniem i pustką
Przestrzenią a bezdenną otchłanią. W głębokościach
Zrozumienia i postrzegania. Tam ciebie odnajdę.

Różnimy się niczym światło i ciemność
Których magnetyzm niepojęty przyciąga
Z niepowstrzymaną siłą. Dla których odejście
Nie jest tym czego należało by się bać.
To nowy rozdział rozpraszający jedynie
Braki rozsądku. Prywatna czarna dziura
Przez którą przechodzimy przy każdym spotkaniu
Do innego nie całkiem rozumianego świata
Różniącego się od znanego wzorca.
Gdzie nie istnieją przyswojone wcześniej modele
Zachowań ani strony ni kierunki w przestrzeni.
To jakby próbować ogarnąć i pojąć coś
Czego się przedtem nie widziało. Słów mało.
Bezkształt bez-kolor i arcyzdumienie.

Znajdę cię pomiędzy górą a dołem
Przed początkiem i za kresem. Pustką
Przestrzenią otchłanią i zniszczeniem
Tego co piękne. Gdzieś w głębokościach niezrozumienia
połączonego z pożądaniem odkrywania tajemnicy
Codziennie na nowo. Pomiędzy pierwszą stroną
A kolejną książki telefonicznej nieistniejącego miasta
Którą zaczęłaś pisać jeszcze za wielką wodą.
W domu samotnej śmierci.

p_s